To jest mniej więcej ten moment, w którym trudno już się oderwać od książki. To dziwne zresztą, znamy już osobę, która nie jest do końca tym, za kogo się podaje, a pozostało jeszcze gdzieś z 30% książki. Czyli musi się za tym kryć coś jeszcze grubszego...
Heh, pisałem wcześniej o tym, że niektóre postaci - a miałem tu na myśli głównie Katrine - były od początku natrętnie przedstawiane jako osoby, które od razu powinniśmy polubić. A tu tymczasem Jo Nesbo zrobił mnie w konia i teraz okazuje się, że to właśnie Katrine jest kimś zupełnie innym niż się wydawało z początku. Ale kim właściwie i za jaką część historii jest ona odpowiedzialna?
No nic, wracam do lektury, to się dowiem.