7 Obserwatorzy
33 Obserwuję
faceofbook

Face of Book

Lubię książki jak koń owies.

Teraz czytam

Czerwony świt
Pierce Brown
Przeczytane:: 36 %
Wind and Truth
Brandon Sanderson
Przeczytane:: 25 %
Na szkarłatnych morzach
Scott Lynch
Przeczytane:: 218/628 stron
The Outlaws of Sherwood
Robin McKinley
Przeczytane:: 28 %
The Adventures of Sherlock Holmes
Arthur Conan Doyle
Przeczytane:: 33 %

Trylogia Wieków

Z mgły zrodzony - Brandon Sanderson, Aleksandra Jagiełowicz Studnia wstąpienia - Brandon Sanderson, Anna Studniarek Bohater wieków  - Brandon Sanderson, Anna Studniarek

Ofiarą wciągających cykli książkowych są właśnie recenzje - przeczytasz pierwszy tom i tak cię ciągnie do drugiego, że nie marnujesz czasu na przelewanie na papier swych przemyśleń. Po ukończeniu zaś jesteś pod tak dużym wrażeniem, że jakiekolwiek słowa wydają się zbyt błahe. Tak było właśnie z tą trylogią, stąd z dużym opóźnieniem zdecydowałem się napisać coś na temat wszystkich trzech tomów naraz. Ale spokojnie, będzie bez spojlerów.

 

Trylogia „Z mgły zrodzony” należy do tych pozycji, które, mimo iż (zwłaszcza z perspektywy czasu) można się przyczepić wielu rzeczy, dają niewiarygodną frajdę z czytania. Piszę to, by uniknąć nieporozumień – moja gwiazdkowa ocena zawsze jest wyłącznie miernikiem przyjemności, którą dało mi czytanie, nawet jeśli czasem rozum/rozsądek/obiektywizm podpowiada, by ocenę obniżyć.Wyjaśniwszy to, mogę zacząć się czepiać.

 

To, co mnie irytowało, to jednak zbyt częste powtarzanie się. Bo ile razy możemy czytać, że bohater o coś/kogoś się martwi. Albo jeszcze gorzej, gdy rozpatruje jakąś sprawę ze wszystkich stron: „Właściwie chyba dobrze, że zrobiłem tak, ale z drugiej strony... No ale...” itd. itp. Nie bardzo rozumiem, po co tworzyć opasłe tomiszcza, kiedy można spokojnie pozbyć się wielu takich fragmentów, co by z pewnością pozytywnie odbiło się na dynamice opowieści. I wcale nie chodzi mi o to, by było więcej akcji kosztem pogłębiania postaci. Po prostu uważam, że powtarzanie się wcale postaci nie pogłębia, nie wnosi nic nowego.

 

Teraz o tym, co było fajne. Po pierwsze i najważniejsze, konsekwencja. Widać wyraźnie, iż autor rozplanował całą trylogię już przed rozpoczęciem pierwszego tomu. Naprawdę, wiele frajdy sprawia odkrywanie, jak drobne szczegóły z pierwszej części, mają ogromny wpływ na rozwój wydarzeń w trzeciej. Zwłaszcza finał, gdy rozsiane po całej fabule kawałeczki układają się w jeden obraz, będący jedynym możliwym rozwiązaniem, jest po prostu piękny. Takie momenty przypominają mi, dlaczego właściwie lubię czytać.

 

Muszę też wspomnieć – choć u Sandersona to przecież oczywiste – o świecie przedstawionym na kartach tych powieści. Atmosfera pokrytej mgłą ziemi, popiół sypiący się z nieba niczym jesienne liście – to były rzeczy, które jako pierwsze przykuły mnie do lektury. A same reguły Allomancji i Feruchemii dały pretekst do stworzenia tak dobrych scen akcji, że czytając to miałem wręcz przed oczami ujęcia jak z hollywoodzkiego filmu.

 

Dobrze się to czytało. A do świata jeszcze wrócę – następny w kolejce „Stop prawa”.