Jack Reacher wędruje po ameryce. Jack Reacher przypadkowo wplątuje się w grubszą sprawę. Jack Reacher rozwiązuje zagadkę, której nikt inny nie potrafił sprostać. Ale ktoś wkurza Jacka Reachera. Jack Reacher angażuje się emocjonalnie. Teraz Jack Reacher nie spocznie, dopóki nie dopadnie tych, którzy zaszli mu za skórę. To zresztą oznacza, że spocznie już wkrótce.
Powyższy opis tyczy się dowolnej z cyklu powieści o Jacku Reacherze. Każda z nich jest prosta jak drut, choć w niektórych zagadki bywają zaskakujące. Wiemy, że Jack Reacher pojawi sobie w każdej sytuacji i z każdym przeciwnikiem. To nie może się podobać, prawda? A jednak.
To chyba właśnie dlatego, że zawsze dokładnie wiem, co dostanę, sięgam co jakiś czas po kolejne odsłony tego niekończącego się cyklu. Podejrzewam, że czytane rzędem po sobie, szybko by mnie znudziły swoją schematycznością. Ale w kilkumiesięcznych odstępach dają niezawodną odmóżdżającą przyjemność.
Co mogę powiedzieć konkretnie o tej części? Jack Reacher pomaga tu amerykańskiej Tajnej Służbie zapobiec zamachowi na wiceprezydenta. Ktoś wysyła do niego listy z pogróżkami, arogancko podpisane niemożliwym do wyśledzenia odciskiem kciuka. Wkrótce zresztą przekonujemy się, że ten ktoś nie żartuje i wiele potrafi zrobić, żeby osiągnąć swój cel. Tymczasem Reacher mimo, że niejako pracuje dla służb rządowych, nie traci nic ze swojej niezależności. A kiedy wydarzy się coś, czego nie mogę tu zdradzić i co mnie zresztą całkiem zaskoczyło, ta sprawa stanie się dla niego osobista. Dalszy ciąg można już sobie dopisać.
Dziękuję i zapraszam ponownie (Reachera) jesienią.