Aktualizacja 04.02.2022:
Drugi raz przeczytałem (a właściwie przesłuchałem) "Tajemną Historię" od razu po lekturze oryginalnej trylogii Pierwszej Ery i muszę powiedzieć, że historia na tym zyskuje znacząco. Da się zauważyć więcej mniej lub bardziej subtelnych interakcji Kelsiera z bohaterami i wydarzeniami trylogii, co procentuje w aspekcie emocjonalnym. Dlatego zdecydowałem się odrobinę podnieść ocenę.
Oryginalna treść 2016:
Kto nie chce spojlerów, niech lepiej tego nie czyta, bo choć staram się ich unikać, to jednak cała "Secret History" jest jednym wielkim spojlerem do dotychczasowych wydarzeń ze świata Z Mgły Zrodzonych.
Po wielkim objawieniu, które dane mi było poznać na ostatnich linijkach "Żałobnych opasek", z wielką ochotę sięgnąłem po tę pozycję, licząc na poznanie kulis tego wydarzenia. Z pewnym niedosytem przekonałem się jednak, że to jest jedynie część owej "Ukrytej Historii". To znaczy, że historia przedstawiona w tej miniksiążce nie dochodzi nawet do wydarzenia opisanego we wspomnianym zakończeniu, nie mówiąc już nawet o dalszym ciągu. Na resztę pewnie będzie trzeba jeszcze trochę poczekać.
Ta książka jest naprawdę szczególnym przypadkiem, który przyjąłem z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony ona po prostu musiała zostać napisana, by wypełnić brakujące elementy układanki. Z drugiej jednak strony jest to tylko wycinek jakiejś historii, posiadający może i dobry wstęp, ale bez żadnego konkretnego zakończenia. Dlatego, choć wiele elementów mi się podobało, to nie mogę w pełni pozytywnie ocenić książki jako całości.
Co mi się podobało w "Secret History"? Samo jej poznawanie dało mi dużo przyjemności, fajny był też pomysł z humorystycznym ukazaniem życia pozagrobowego. Poza tym to ogromna skarbnica wiedzy o Cosmere, wszechświecie, w którym łączy się większość dzieł Sandersona. No i w końcu miło też przekonać się, że historia (żywego) Kelsiera wcale nie skończyła się na pierwszym tomie "Z mgły zrodzonego", jak nam się wydawało i jak nawet próbował nas w tym podstępnie utwierdzać autor.
Co mi się nie podobało? Przede wszystkim, powieść sprawiała wrażenie, że jest zlepkiem różnych wydarzeń, dziejących się na przestrzeni dłuższego czasu. Brakowało mi też – teraz, kiedy już wiem, że Kelsier był tam zawsze gdzieś obok – jakiegoś silniejszego, "fizycznego" połączenia z akcją oryginalnej trylogii. No i, jak już wspomniałem, nie ma prawdziwego zakończenia, kończy się jedynie obietnicą, że to jeszcze nie koniec:)
No to czekam na dalszy ciąg tej historii i nie mam nic przeciwko temu, żeby za rogiem kryła się kolejna tajemnica!