Panie Child. Ja rozumiem, że to nie ptak. Że to nawet nie samolot. Że to Jack Reacher. Rozumiem, że on wygra pojedynek z każdym przeciwnikiem, a czasem nawet z kilkoma naraz. Rozumiem, że jego nawet wojskowy rygor nie dotyczy na tyle, żeby nie mógł trochę nawrzucać wyższemu stopniem oficerowi tylko dlatego, że go wkurzył. Rozumiem, że mimo twardej pięści, w głębi ma gołębie serce i zawsze stanie po stronie tych słabszych. Rozumiem i nawet tego oczekuję, kiedy sięgam po kolejny tom. Ale nastawiać sobie w głowie budzik na konkretną godzinę i następnego ranka otwierać oczy dokładnie o tym czasie? No, panie Child. Tego to ja już nie kupuję!
A tak serio, to nie kupuję jeszcze jednego momentu pod koniec książki, kiedy
(show spoiler)Sorry, panie Child.
Spodobały mi się za to drobne, nic nie wnoszące szczegóły. Na przykład, że jedna z podwładnych Reachera nie była nigdy wymieniona z nazwiska, za to określana była jako "matka małego synka". Albo historia z rodzinnej przeszłości, ze stołem, którego nie dało się zmontować. Takie tam detale. No bo na detale się patrzy, kiedy ogólnie dostaje się ciągle to samo. Panie Child.