To takie niesprawiedliwe wobec innych książek, które przeczytałem. Nie mogę tego wytłumaczyć. Nie potrafię tego usprawiedliwić. Ale tak jak dla pierwszej części, tej znowu muszę dać maksymalną ocenę.
Tak jak w pierwszej części trudno było mi z początku wgryźć się w lekturę (o śmierci żony wiedziałem już wcześniej, a proces przemiany w Złotego był dla mnie trochę nużący), tak tutaj prawie od razu poczułem się przykuty do książki. Głównie dlatego, że historia dotąd zwycięskiego, niepokonanego i nieomylnego Darrowa zaczyna się tu od druzgoczącej porażki. Darrow traci wszystko: flotę, którą dowodził w Akademii, protekcję najpotężniejszej osoby na Marsie, a nawet poważanie i reputację. Zmusza go to do wejścia w sojusz z największym przeciwnikiem z czasów "nauki" w Instytucie. Doskonałe zawiązanie akcji tej, nienajkrótszej w końcu, książki.
A to tylko początek, bo w tej powieści dzieje się bardzo dużo. I nie jest to puste hasło reklamowe, tak chętnie wypisywane na okładkach książek. Tutaj naprawdę jedno wydarzenie goni drugie, ledwo zdążamy ochłonąć po zaskakującym zwrocie akcji, a już bohater znajduje się w kolejnych tarapatach.
Jedna z rzeczy, za które muszę pochwalić autora, to niesamowita zdolność do prowadzenia postaci drugoplanowych tak, że mimo, że jest ich mnóstwo i ich imiona są równie egzotyczne, w ogóle nie mylą mi się w głowie. Chociaż nie wiem, czy to potrzebne, bo w tym świecie trup ściele się gęsto, więc i tak większość z nich nie dotrwa do finału...
Imponująca jest także liczba upchanych w książce "złotych myśli", czyli zdań, które w skondensowanej i błyskotliwej formie potrafią przekazać mocną treść. Czyli idealnie nadają się na cytaty. Jednym z nich jest zresztą tytuł niniejszej recenzji. Do takich rozwiązań podchodzę trochę z przymrużeniem oka, ale muszę przyznać, że mają one wpływ na klimat.
No właśnie, klimat. Rozszerzenie miejsca akcji – i to radykalne, bo z zamkniętego Instytutu w pierwszej części, aż do sporej części Układu Słonecznego – zupełnie nie wpłynęło na nastrój opowieści. Czułem, że to ciągle ten sam Darrow Andromedus, mający ten sam cel, mierzący się wciąż z podobnymi przeszkodami, tyle że jakby na kolejnym etapie. Opowieść nadal stanowi tę niesamowitą mieszankę smutku, brutalności i pesymizmu z wiarą w dobro ukryte głęboko w drugim człowieku. I choć potęguje się wrażenie wszechogarniającego zła, to wciąż mamy nadzieję, że uda się z tego wykrzesać iskrę, która zmieni świat na lepsze.
Koniecznie muszę wiedzieć, jak to wszystko się skończy.