Każda kolejna książka o Jacku Reacherze – i ta nie jest tu wyjątkiem – to powtórka z rozrywki, zarówno w dobrym i złym sensie. Fani cyklu dostaną to, czego oczekują: Reacher znów komuś przyłoży, przeżyje przelotną przygodę z nowo poznaną kobietą, a źli dostaną to, na co zasługują. To wszystko zaś zostanie opisane charakterystycznym szorstkim, zwięzłym językiem.
Z drugiej strony, nie da się uniknąć wrażenia, że wszystko już widzieliśmy i to po kilka razy. W końcu ile może być sposobów, na które Reacher sprawi lanie przeważającemu liczebnie przeciwnikowi? Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że nasz bohater w subtelności się nie bawi. Fabuła też niby za każdym razem ukrywa jakąś tajemnicę, jednak jej rozwiązanie w "Nigdy nie wracaj" jakoś specjalnie w fotel nie wbija. Co więcej, coraz wyraźniej uświadamiam sobie (dlaczego dopiero teraz?), że Reacher to jednak psychopata. Coś z tym gościem jest nie w porządku.
Co rzekłszy, kolejnych tomów nie omieszkam przeczytać.