No cóż... Jest to jedna z dziwniejszych książek, które ostatnio czytałem. I nie chodzi mi o świat przedstawiony, albo o styl pisarski. Obie te rzeczy pokrywają się (do pewnego momentu przynajmniej) z tym, czego doświadczyliśmy w poprzedniej, debiutanckiej książce autora, "Pielgrzymie". Znowu zatem lądujemy w świecie tajnych służb, gdzie bohater samotnie wrzucony między wilki musi uratować świat i dodatkowo jeszcze przeżyć. To wszystko polane charakterystycznym sosem, który będzie odpowiadał fanom "Pielgrzyma". Do pewnego momentu.
Problem bowiem w tym, że książka nie do końca jest tym, co obiecuje. Przez pierwsze dwieście, trzysta stron prowadzi nas przez różne zakątki realnego świata z realnymi zagrożeniami, a potem... nagle zaczyna wprowadzać coraz więcej elementów fantastycznych. Te, z początku wydając się drobnymi dodatkami, nagle stają się osią fabuły i przewracają świat książki do góry nogami. Myślę, że warto to wiedzieć przed rozpoczęciem czytania, żeby nie nabrać błędnych oczekiwań.
Terry Hayes, choć ciągle przyjemny narracyjnie, fabularnie chyba tym razem trochę odpłynął. Ale i tak chętnie przeczytam jego kolejną powieść. Jeśli nie będę musiał znowu na nią czekać prawie dekadę.